Andrzej zachowywał się tak w porządku, że aż miałam wyrzuty
sumienia, że pomyślałam, że po tej wspólnej nocy spieprzy, zostawiając mnie
samą z natłokiem myśli i rozpalonym ciałem, wbrew rozumowi łaknącemu więcej.
Po prostu usiadł przy stole, z kubkiem kawy w dłoni i bez
koszulki zaczął kończyć wczorajszą opowieść, którą przerwaliśmy pocałunkami,
jak gdyby nigdy nic, a ja zaczęłam jeszcze mocniej uwielbiać tego człowieka, bo
nienawidziłam rozpamiętywania i analizowania. To takie niekobiece, a tak dobrze
się z tym czuję.
W barze po raz pierwszy od rozpoczęcia pracy, potłukłam
kieliszek, nawet trzy, śmiałam się z głupich żartów Patryka, które zazwyczaj
doprowadzały mnie do białej gorączki, a nawet uśmiechnęłam się do
znienawidzonej Sylwii, co zaskoczyło zarówno mnie, jak i ją.
-Widzę, że się wam układa z Andrzejkiem.- Szymon porusza
charakterystycznie brwiami, a ja powinnam się zmartwić, bo teoretycznie nic się
nie układa i wszystko jest do dupy, ponieważ właśnie zaciągnęłam biednego,
zakochanego, zajętego faceta do łóżka, ale byłam w tak błogim nastroju, że
tylko wzruszyłam lekceważąco ramionami, a kiedy zobaczyłam Andrzeja czekającego
na mnie przed barem, wybiegłam, potykając się niezdarnie o próg i wylądowałam w
jego ciepłych, ogromnych ramionach. Zdziwiłam się, czując wełnę tego samego
szarego swetra, pachnącego specyficzną, cudowną mieszkanką Wronko i perfum;
chyba go polubiłam.
Deszcz moczył mi starannie wyprostowane rano włosy, nową
kurtkę i kiedy unosiłam głowę ku niebu, zupełnie nie wiem po co, rozmywał mi
makijaż, ale jakoś nie irytowało mnie tak jak zawsze. Andrzej zamknął moją dłoń
w swojej i podśpiewywał coś przez całą drogę, przenosił mnie przez kałuże i
przyciskał do torsu, co było dość dziwnym zachowaniem jak na parę znajomych,
którzy się ze sobą przez przypadek przespali, ale nie narzekałam, bo w gruncie
rzeczy było miło.
Koniec błogiej sielanki skończył się wraz z dźwiękiem
telefonu Andrzeja, który z niedowierzaniem mruknął ,,Maryśka?’’ i tyle go
widziałam, bo zaszył się w salonie, starannie zamykając drzwi, a ja nawet nie
starałam się podsłuchiwać, tylko usiadłam na balkonie z fajką i piwem, które
wygrzebałam gdzieś w głębi lodówki. Z zamyślenia wyrwał mnie jakiś trzask, a
gdy weszłam do przedpokoju, Wronko stał już z walizką w ręku, rozpromieniony,
oświadczając że Marysia wstępnie go przeprosiła, więc biegnie do niej wyjaśnić
wszystko. Cmoknął tylko mój policzek i wybiegł dziękując za wszystko, a ja
spędziłam ze wzrokiem utkwionym w drzwiach dobre dziesięć minut, zanim
stwierdziłam, że bez sensu jest tak sterczeć. W salonie na kanapie leżał jego
szary, ukochany sweter, jeszcze ciepły i pachnący nim; gdy przesuwałam w
dłoniach wełnę, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zaczęłam płakać, a gdy
łzy spływały mi po policzkach, rozmywając makijaż, uświadomiłam sobie, że
naprawdę kocham Andrzeja i niczego innego bardziej nie pragnę, jak jego
szczęścia.
Chciałam go zapytać, czy wszystko w porządku, czy Maryśka
odzyskała rozum i czy przyjdzie po ten cholerny sweter, którym byłam przykryta.
Po prostu miło by było usłyszeć jego głos i wiedzieć, że ta wariatka nie zabiła
go nożem kuchennym, kiedy targany wyrzutami sumienia opowiedział jej, co
wyczyniał kiedy była w delegacji. Wybrałam numer, nacisnęłam zieloną słuchawkę
i oczekiwałam, ganiąc się za przyśpieszony oddech i rozedrgane dłonie. Po dwóch
sygnałach ze złością cisnęłam komórką o podłogę. Odrzucił połączenie. Tak jak
mnie całą.
Nie uśmiechał mi się wieczór w towarzystwie Rumka,
zostawiającego na mnie swoją czarną sierść, przy akompaniamencie Rihanny, z
kolejną fajką w ręku.
-Something in the way you move makes me feel like i can’t
live without you.- spacer chyba dobrze by mi zrobił, więc nie przejmując się
moim wampirycznym wyglądem i brakiem kurtki wychodzę, z trudem zaciągając się
świeżym powietrzem. Niepewnie stawiam kolejne kroki, rozglądając się dookoła,
zaczepiając dłużej wzrok na mijanych mnie autach i samotnych przechodniach. Czy
ktoś potrzebuje drugiej osoby przy sobie tak rozpaczliwie jak ja?
Okazuje się, że wieczorowa pora to idealny czas na
romantyczne uniesienia. Z niechęcią patrzę, jak wysoki, dziwnie znajomy facet
przyciska do swojej klatki piersiowej śliczną blondynkę i pomimo, że idę dobre
sto metrów za nimi, słyszę ich śmiechy: jego gardłowy i niski, jej piskliwy,
ale urokliwy. Dopiero kiedy zatrzymują się pod jednym z bloków, aby namiętnie
pocałować się przed wejściem do klatki, rozpoznaję Wronę, lecz zamiast chłonąć
każdy centymetr jego ciała i zapamiętywać wszystko, przyglądam się Maryśce.
Chciałabym wiedzieć, co go tak w niej ujęło i czemu się zakochał tak bardzo,
jak ja w nim. Jest rzeczywiście piękna, na niesamowicie zgrabne nogi, wypielęgnowane
ręce i cudownie błękitne oczy. Ponadto jej inteligentny wyraz twarzy dobija
mnie i sprawia, że mam ochotę krzyczeć let me die.
Czuję wzrok Wrony na plecach, kiedy ich mijam, ale nie
odwracam się. Chyba nie warto.
_____
Karmię was tu shitem na kółkach, w dodatku z nieregularnością godną mojego okresu i czuję się się wypalam. Ostatni jakoś szybciej będzie, zielarka obiecuje. Kocham was.