piątek, 3 maja 2013

pięć


Ze złością patrzę na drzwi wywalone z zawiasów, opierające się na ścianie.
-Ostrzegałem.- wzrusza ramionami Andrzej, uśmiechając się lekko, a ja postanawiam zabarykadować się w sypialni, lecz skutecznie uniemożliwia mi to wielkimi ramionami.
-Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? Pozwalałam ci tu mieszkać, przespałeś się ze mną, mój kot cię polubił, nie gotowałam tylko, bo niespecjalnie potrafię. Marysieńka wróciła, więc co ty tu robisz? Jakoś wcześniej nie stać się było na odebranie tego cholernego telefonu i pomachanie mi z drugiej strony ulicy ty kretynie jeden.- nie powiedziałam tego na jednym wdechu, nie mam aż tak dobrych płuc, ale na dwóch i pół owszem. Wrona tylko przyglądał się mojemu słowotokowi z uśmiechem na twarzy takim, że miałam ochotę go uderzyć albo najlepiej zabić.
-Ja coś czuję.- nagle poważnieje; przyglądam mu się podejrzliwie, a on robi się czerwony, chyba po raz pierwszy w życiu.
-Andrzej Wrona nie jest z kamienia, dobrze wiedzieć.- drwię, odsuwając się od niego, bo źle by było, gdyby na mnie zemdlał przerośnięty wielkolud, ważący dwa razy tyle co ja.
-Gaja, czy ty musisz być taka obrzydliwie zjadliwa dla całego świata? Niczego nie ułatwiasz.- oburzony, opiera się o ścianę, a ja dopiero wtedy zauważam, że jest lekko pijany. Bystra Mysiakowska.
-Mnie też nie jest łatwo. Szczególnie, kiedy ktoś kogo uważałam za przyjaciela, udaje że nie istnieję.- musiałam, nie potrafię sobie odmówić chociażby drobnej uszczypliwości.
-Gajunia, ty sprawiasz że czuję.- mój śmiech roznosi się po całym mieszkaniu, a mnie łzy rozbawienia napływają do oczu, lecz ambitnie postanawiam przestać, widząc stalowe, niemal rozpaczliwe spojrzenie Andrzeja.
-Wytrzeźwiej, Wronko i wtedy pogadamy. A teraz możesz już iść, przeprosiny przyjęte, nie przejmuj się.- przyjacielsko klepię go po ramieniu, promiennie się uśmiechając i mam nadzieję, że to zakryje moje cholerne zakłopotanie, w które wprawiał mnie siatkarz.
-Nigdzie nie idę, bo nic nie jest okej. Nie odejdę od kobiety, która sprawia, że czuję się dobrze jak nigdy i którą chcę być tak po prostu, bez niczego w zamian.- dlaczego do cholery w szkole uczą trygonometrii, stolic państw, których nigdy nie odwiedzę, wzorów mydeł, kwasów i soli, wszystkiego o wojnie stuletniej i prawie Ohma, a nie o tym, jak postępować z dwumetrowym nagrzanym facetem, prawdopodobnie pieprzącym głupoty?
-Gaja, daj nam szansę, proszę.- ku swojemu zdumieniu przytakuję lekko i daję się lekko przytulić do ulubionego szarego swetra.  


______
Dziękuję wszystkim, którzy byli z Gają i Andrzejem do końca i zapraszam na nieulotnego Michała, który jest chyba najbardziej pokręconą historią jaką kiedykolwiek zaczęłam pisać. 

czwartek, 25 kwietnia 2013

cztery


Andrzej zachowywał się tak w porządku, że aż miałam wyrzuty sumienia, że pomyślałam, że po tej wspólnej nocy spieprzy, zostawiając mnie samą z natłokiem myśli i rozpalonym ciałem, wbrew rozumowi łaknącemu więcej.
Po prostu usiadł przy stole, z kubkiem kawy w dłoni i bez koszulki zaczął kończyć wczorajszą opowieść, którą przerwaliśmy pocałunkami, jak gdyby nigdy nic, a ja zaczęłam jeszcze mocniej uwielbiać tego człowieka, bo nienawidziłam rozpamiętywania i analizowania. To takie niekobiece, a tak dobrze się z tym czuję.
W barze po raz pierwszy od rozpoczęcia pracy, potłukłam kieliszek, nawet trzy, śmiałam się z głupich żartów Patryka, które zazwyczaj doprowadzały mnie do białej gorączki, a nawet uśmiechnęłam się do znienawidzonej Sylwii, co zaskoczyło zarówno mnie, jak i ją.
-Widzę, że się wam układa z Andrzejkiem.- Szymon porusza charakterystycznie brwiami, a ja powinnam się zmartwić, bo teoretycznie nic się nie układa i wszystko jest do dupy, ponieważ właśnie zaciągnęłam biednego, zakochanego, zajętego faceta do łóżka, ale byłam w tak błogim nastroju, że tylko wzruszyłam lekceważąco ramionami, a kiedy zobaczyłam Andrzeja czekającego na mnie przed barem, wybiegłam, potykając się niezdarnie o próg i wylądowałam w jego ciepłych, ogromnych ramionach. Zdziwiłam się, czując wełnę tego samego szarego swetra, pachnącego specyficzną, cudowną mieszkanką Wronko i perfum; chyba go polubiłam.
Deszcz moczył mi starannie wyprostowane rano włosy, nową kurtkę i kiedy unosiłam głowę ku niebu, zupełnie nie wiem po co, rozmywał mi makijaż, ale jakoś nie irytowało mnie tak jak zawsze. Andrzej zamknął moją dłoń w swojej i podśpiewywał coś przez całą drogę, przenosił mnie przez kałuże i przyciskał do torsu, co było dość dziwnym zachowaniem jak na parę znajomych, którzy się ze sobą przez przypadek przespali, ale nie narzekałam, bo w gruncie rzeczy było miło.
Koniec błogiej sielanki skończył się wraz z dźwiękiem telefonu Andrzeja, który z niedowierzaniem mruknął ,,Maryśka?’’ i tyle go widziałam, bo zaszył się w salonie, starannie zamykając drzwi, a ja nawet nie starałam się podsłuchiwać, tylko usiadłam na balkonie z fajką i piwem, które wygrzebałam gdzieś w głębi lodówki. Z zamyślenia wyrwał mnie jakiś trzask, a gdy weszłam do przedpokoju, Wronko stał już z walizką w ręku, rozpromieniony, oświadczając że Marysia wstępnie go przeprosiła, więc biegnie do niej wyjaśnić wszystko. Cmoknął tylko mój policzek i wybiegł dziękując za wszystko, a ja spędziłam ze wzrokiem utkwionym w drzwiach dobre dziesięć minut, zanim stwierdziłam, że bez sensu jest tak sterczeć. W salonie na kanapie leżał jego szary, ukochany sweter, jeszcze ciepły i pachnący nim; gdy przesuwałam w dłoniach wełnę, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zaczęłam płakać, a gdy łzy spływały mi po policzkach, rozmywając makijaż, uświadomiłam sobie, że naprawdę kocham Andrzeja i niczego innego bardziej nie pragnę, jak jego szczęścia.
Chciałam go zapytać, czy wszystko w porządku, czy Maryśka odzyskała rozum i czy przyjdzie po ten cholerny sweter, którym byłam przykryta. Po prostu miło by było usłyszeć jego głos i wiedzieć, że ta wariatka nie zabiła go nożem kuchennym, kiedy targany wyrzutami sumienia opowiedział jej, co wyczyniał kiedy była w delegacji. Wybrałam numer, nacisnęłam zieloną słuchawkę i oczekiwałam, ganiąc się za przyśpieszony oddech i rozedrgane dłonie. Po dwóch sygnałach ze złością cisnęłam komórką o podłogę. Odrzucił połączenie. Tak jak mnie całą.
Nie uśmiechał mi się wieczór w towarzystwie Rumka, zostawiającego na mnie swoją czarną sierść, przy akompaniamencie Rihanny, z kolejną fajką w ręku.
-Something in the way you move makes me feel like i can’t live without you.- spacer chyba dobrze by mi zrobił, więc nie przejmując się moim wampirycznym wyglądem i brakiem kurtki wychodzę, z trudem zaciągając się świeżym powietrzem. Niepewnie stawiam kolejne kroki, rozglądając się dookoła, zaczepiając dłużej wzrok na mijanych mnie autach i samotnych przechodniach. Czy ktoś potrzebuje drugiej osoby przy sobie tak rozpaczliwie jak ja?
Okazuje się, że wieczorowa pora to idealny czas na romantyczne uniesienia. Z niechęcią patrzę, jak wysoki, dziwnie znajomy facet przyciska do swojej klatki piersiowej śliczną blondynkę i pomimo, że idę dobre sto metrów za nimi, słyszę ich śmiechy: jego gardłowy i niski, jej piskliwy, ale urokliwy. Dopiero kiedy zatrzymują się pod jednym z bloków, aby namiętnie pocałować się przed wejściem do klatki, rozpoznaję Wronę, lecz zamiast chłonąć każdy centymetr jego ciała i zapamiętywać wszystko, przyglądam się Maryśce. Chciałabym wiedzieć, co go tak w niej ujęło i czemu się zakochał tak bardzo, jak ja w nim. Jest rzeczywiście piękna, na niesamowicie zgrabne nogi, wypielęgnowane ręce i cudownie błękitne oczy. Ponadto jej inteligentny wyraz twarzy dobija mnie i sprawia, że mam ochotę krzyczeć let me die.
Czuję wzrok Wrony na plecach, kiedy ich mijam, ale nie odwracam się. Chyba nie warto. 


_____
Karmię was tu shitem na kółkach, w dodatku z nieregularnością godną mojego okresu i czuję się się wypalam. Ostatni jakoś szybciej będzie, zielarka obiecuje. Kocham was. 

sobota, 6 kwietnia 2013

trzy


Andrzej z miną zbitego psa układa równiutko koszulki w mojej szafie, a ja patrzę na niego z niedowierzaniem, bo nadal twierdzę, że go szatan opętał.
-Wrona, naprawdę cię nie wyganiam, ale idź do domu.- nawet się na mnie nie patrzy, tylko opróżnia jedną z półek z moją bielizną, robiąc sobie miejsce na dresy i bokserki.
-Wiesz, że jak się dowie, że tu byłeś, to raczej się nie ucieszy?- to było łagodnie powiedziane, bo moim zdaniem, Marysieńka wpadłaby w szał i jakże udany związek można byłoby tylko ze wspólnych zdjęć wspominać.
-Chciała pojechać w delegację z tym idiotą Patrykiem, proszę bardzo. Nie martw się tak, za tydzień wróci dopiero.- beztrosko wzrusza ramionami, a ja zastanawiam się, czemu świat stanął na głowie i dlaczego Andrzej jest taki głupi.
-Będziesz tutaj koczował?- spytałam głupio, bo on już szukał meczu MU, jednocześnie wyciągając z torby dwa piwa. No dobra, marne przekupstwo, ale podziałało.
Andrzej zazwyczaj katował mnie opowieściami o Marysi, codziennie przychodził do baru po klucze, których zapomniał, bałaganił, nadawał przez telefon Konarskiemu gorzej niż Izka, wyżerał wszystko co się da z lodówki, a do tego narzekał że mu niewygodnie na kanapie. Byłam na skraju wytrzymałości, a minęły dopiero trzy dni.
Dziś jednak bawił się w kucharza, przyrządzając coś tam coś tam, z czego ja zrobiłabym szarą papę, a tak naprawdę było całkiem smaczne, więc musiałam obdarzyć go uśmiechem, ale on udawał że nie widzi, tylko skubał rękaw jego ulubionego, szarego swetra, który mnie się wcale nie podobał.
-Dobra Wrona, a teraz powiesz mi o co chodzi.- siedzieliśmy na kanapie z winem, które Andrzej dosłownie wyczarował znikąd i tak sobie milczeliśmy, a ja zastanawiałam się, kto go w głowę na treningu uderzył, że nagle gotuje, sprząta, mało mówi, nie użala się nad sobą, nie płacze po Marysieńce i nie zakłóca kolejnego wieczoru Konarskiemu.
-O nic. Po prostu chyba jestem zbyt upierdliwy, żeby Maryśka mnie kochała.- nie mogłam się nie roześmiać, bo jego mina była bezbłędna: obrażone dziecko z podstawówki, kiwające się jakby miało chorobę sierocą. Gorzej, że znów muszę odpowiadać na milion durnowatych pytań które doprowadzają do rozstroju nerwowego.
-Nie Andrzej. Nie będziemy dziś rozmawiać o tej twojej durnej babie, którą normalny facet utopiłby w rzece już dawno.- dziwnie jest, bo wypiłam kilka kieliszków i trochę inaczej patrzę na świat, lecz w momencie podejmuję decyzję, że nikt nie będzie mnie katował jakąś pokręconą, miłosną historią, nawet lekko podchmielony Wronko, kiedy ja mam ochotę zapalić i odpocząć.
-Dobra. Wiesz, już mi się znudziło.- cud nad Wisłą, że aż mam ochotę go wyściskać.
Okazuje się, że potrafi nie tylko nawijać o Marysieńce, ale także o filmach, książkach, ciuchach, gotowaniu, rodzinie i Kłosie.
Nagle nadchodzi jednak moment, w którym wszystko zamiera i nawet telewizor sąsiada zamilkł, a ja łapię się na tym, że wpatruję się w Andrzeja z oczekiwaniem i dębieję, gdy widzę że on robi to samo. Nienawidzę momentów, kiedy przez głowę przelatuje mi tysiąc myśli, od odsuń się, nie wdychaj tego cudownego zapachu i idź spać, a jutro każ mu się wynosić, przez nie mogę tego zrobić, on ma Maryśkę, a takie rzeczy są niemoralne, do no po prostu go przeleć, bo jest cholernie seksowny.
-Andrzej.- jego imię ginie gdzieś w kątach salonu, kiedy styka swoje kształtne usta z moimi. Przez chwilę słychać tylko nasze przyśpieszone oddechy, gdy Wronko sięga do guzików mojej koszuli, a ja mu na to z uśmiechem pozwalam. Chyba widać jak szybko bije mi serce, bo Andrzej kładzie tam dłoń, a wzrokiem pożera moje ciało. Wiem, że mam małe cycki, bliznę na brzuchu i mnóstwo niedoskonałości, ale jedno jego spojrzenie sprawia, że czuję się idealna. Popycha mnie, a ja z miękkim plaśnięciem upadam na kanapę, przyduszona ciałem i zapachem Andrzeja i obsypywana milionami pocałunków. Jego usta są wszędzie, zataczają kręgi na brzuchu, przygryzają ucho, muskają obojczyki, pieszczą piersi. Mimowolnie jęczę, a on na chwilę odsuwa się ode mnie, aby spojrzeć wyzywająco mi w oczy, chyba chcąc mnie sprowokować, co mu się udaje. Moje dłonie wędrują do jego rozporka, a ja z niemałym trudem pozbawiam go jeansów, podziwiając przez chwilę długie nogi z umięśnionymi udami.
-Fajne, co?- mruczy mi do ucha, a ja czuję palący ogień w miejscach, gdzie dotyka mnie jego ogromna dłoń; sunie nią od stóp do szyi, omijając najbardziej pożądaną przeze mnie strefę aż do szyi, na której robi malinkę.
-Wrona.- jęczę, a on śmieje się cichutko, tuląc moje nagie ciało do swojego prawie nagiego. Szybkim ruchem zrywam z niego koszulę, której guziki giną gdzieś w puchatym dywanie, ale żadne z nas się tym nie przejmuje. Patrzymy na siebie, podziwiam twarz pełną emocji, których nigdy u niego nie widziałam i utwierdzam się w przekonaniu, że tą noc będę pamiętać do końca życia.
-Gaja.-jego umięśniony tors lekko mnie przydusza, a ja czuję się tak, jakby Andrzej chciał schować mnie przed całym światem, lecz doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo żałosna jest ta myśl.
-Wronko, nie pieprz, tylko pieprz się ze mną.- falowanie i spadanie, łapanie oddechu, paznokcie wbijane w jego plecy, milion szeptów, na przemian pełnych erotyzmu i czułości, a na koniec dziesięciominutowy orgazm w andrzejowych ramionach; to wszystko było równie piękne, co ulotne. 

________
Andrzej powstały w wyniku kaca pozdrawia, nie zabijajcie.

środa, 27 marca 2013

dwa


Nie wiem jak to zrobiłam, ale usiłuję ochłodzić poparzoną prawą dłoń wodą z kranu, jednocześnie lewą ręką staram się o to, żeby nie spalić domu. W końcu pokracznie udaje mi się zakręcić palnik z gazem, ale stan jajecznicy nie jest zachęcający do konsumpcji, a nawet wręcz odwrotnie. Jajka wymieszane ze skorupkami, które niechcąco dostały się na patelnię, mienią się wszystkimi kolorami tęczy, od jasno żółciutkiego jak mały kurczaczek poprzez dorodny pomarańcz, na brązie kończąc. Nie jest tak źle, jak na naprawdę ogromny antytalent kucharski, jaki odziedziczyłam po mamusi. Potrafiłam podczas krojenia do krwi rozwalić sobie rękę do tego stopnia, że wizyta na pogotowiu i szyny były niezbędne; to naprawdę nie moja wina, że nie jestem stworzona do gotowania. Sałatki, owoce, jedzenie w proszku i restauracje są naprawdę dobrymi żywicielami. Dopóki nie pojawi się facet. Nie oszukujmy się: dalej nie miałabym pojęcia, gdzie w mojej kuchni znajduje się patelnia, gdyby Andrzej nie przypałętał się zeszłej nocy.
Chyba niechcący go obudziłam, bo siada przy stole, przecierając oczy i zastanawiając się, gdzie jest. Po chwili dopiero śmiesznie przewraca oczami, wywala moje dzieło do kosza i nastawia wodę. Nie odzywam się, bo wygląda zbyt majestatycznie i strasznie mnie onieśmiela, chociaż z reguły trudno mnie zawstydzić.
-Gaja, pomożesz mi?- stawia przede mną kawę, uśmiechając się słodko. Wygląda dość ponętnie jak na osobę, która jest skacowana i trapią ją problemy miłosne, ale wszyscy nosimy milion masek, więc specjalnie mnie to nie dziwi.
-Raczej nie, bo zaraz muszę wyjść do pracy.
Ach, ta moja sucza natura.
-Ja muszę jakoś odzyskać Marysię, a czuję że tracę ją z każdym oddechem. Przecież jest taka ładna, wszyscy koledzy z uczelni się za nią oglądają, po za tym inteligentna, wygadana, zaraz jej podrzucą jakąś ciekawą ofertę pracy za granicą, a o mnie zapomni. Pomóż mi to naprawić.- nieładnie mu z żałością, a po za tym jak wpatruje się za dużo w smutne twarze, to potem człowiek też gorzknieje i robi mu się przykro, tak jak teraz mi. A w międzyczasie zauważam, że niezły romantyk z tego Adrzejka. Traci ją z każdym oddechem?
Kompletnie nie mam pojęcia, o co tej zimnej wyrachowanej suce chodzi i czemu tak pogrywa z mężczyzną, który dałby jej serce na tacy, więc wysilam się na beznadziejnie tandetne rady, które przeczytałam w jakiś poradnikach dla kobiet leżących w poczekalni u lekarza. Zaczęło się na kwiatach i kolacji, poprzez wakacje w jakimś cudownym miejscu, jak Paryż albo Nowy Jork, na czułym i romantycznym seksie jako największym dowodzie miłości skończywszy.
Szczerze uwierzył, że doświadczenie pozwala mi formułować takie rady, a ja podtrzymywałam to, kiwając w odpowiednich momentach głową, dodając, żeby kupił czerwone róże i żeby wyjazd do stolicy Francji był totalnie spontaniczny; zapewniałam, że na pewno się ucieszy i wszystko wróci do normy, a on nie będzie musiał być stałym klientem baru na Leśnej.
-Normalnie Gajka jak to się uda, to stawiam ci piwo.- pomimo tego, że tego alkoholu miałam już dość w pracy, to ucieszyło mnie to bardziej niż jakieś pieprzone tulipany i cuda jakie wymyślał Andrzej przy kolejnych kawach i moich papierosach.
Kiedy z nudów wyrywam sierść Rumkowi i marznę na balkonie, usiłując skupić się na literkach, wbiega ze zbulwersowaną miną i siada obok mnie, a ja mam wrażenie, że coś cholernie nie wyszło.
-Spieprzyłem sprawę, wiesz? Poszedłem, z kwiatami, uśmiechnęła się nawet, matko jak cudnie, a potem pocałowałem ją w policzek i pachniała dorodnymi wiśniami, które uwielbiam i miała na sobie ten mój ukochany miętowy sweter odsłaniający jej lewe ramię, na którym ma dziurę, dmuchawca fajnego. A potem owszem, kolacja we dwoje, rozmawialiśmy i miałem przez chwilę cudowne wrażenie, że wszystko będzie dobrze, a potem zapytała, kto mi to wszystko doradził.
-I?- spojrzałam na niego wyczekująco, wplatając palce w futerko Rumka, chociaż domyślałam się ciągu dalszego. Głupi Andrzejko.
-No powiedziałem jej, że poznałem w barze na Leśnej taką jedną Gaję, która mi pomogła. A ona wtedy nazwała mnie skurwielem i stwierdziła, że jestem kłamcą i oszustem, skoro miałem pić wódkę z Konarskim, a nie spędzać upojne noce z jakąś barową dziwką. Oburzyłem się trochę, bo zupełnie cię nie zna, a ona powiedziała, że jestem beznadziejny.- mój kochany, nieporadny Wrona wyglądał, jakby strzeliło go sto piorunów. Zdumiony faktem, że idealna Marysia potrafiła zrobić aferę z nocy u jakiejś nic nie znaczącej dziewuchy, zdegustowany, że nazwała mnie dziwką, zrozpaczony, bo oddalała się i to w tempie ekspresowym.
Pierdoliło mu się życie, a on siedział na balkonie z czarnym kotem na kolanach u tej barowej dziwki z Leśnej, pozwalając, żeby głaskała go po głowie i mruczała marne słowa pocieszenia. 

________
muszę być skałą trwałą, co by się nie działo całą energię kierować na nią

środa, 6 marca 2013

jeden


Postawiłam przed nim kolejny kieliszek wódki, starając się, żeby jego ogromne dłonie, głaszczące moje palce w ramach podziękowania nie wyprowadziły mnie z równowagi.
-Gajunia, ale powiedz mi, dlaczego ona mi to robi, skoro ja ją tak kurewsko kocham.
Nie miałam pojęcia, czemu ona mu robi; nie wiedziałam też, jak z nim rozmawiać, albo go spławić, ewentualnie pocieszyć. Nie pomagał Szymuś, który cały czas z lubieżnym uśmiechem na ustach przyglądał się Andrzejowi, a w spodniach urosło mu co nieco.
Barowe znajomości nigdy dobrze się nie kończą, a najlepszym na to dowodem była płacząca na zapleczu Duśka, która uwierzyła jakiemuś bogatemu frajerowi, że właśnie zdradziła go ta jedyna, pocieszała, współczuła, a koniec końców okazało się, że z jego żoną wszystko w porządku, tylko chwilowo była niedyspozycyjna w sprawach erotycznych. To naprawdę zawsze wyglądało podobnie, dlaczego nie zamierzałam poddawać się urokowi Andrzeja, opiekować się nim, jakby był dzieckiem ani analizować wad i zalet wielbionej przez niego Marysi, którą widywałam codziennie, kiedy biegłam na uczelnię.
Wysoka, z cudnymi blond lokami, obdarzona wspaniałą figurą, zawsze nienagannie wyglądająca. Odwracali się za nią wszyscy napotkani faceci, a także część kobiet; ideał i zupełnie przeciwieństwo biednej Gajki z baru na Leśnej.
-Andrzej, za pół godziny zamykamy. Myślę, że powie nieś iść już do domu. Marysia będzie się martwić.- tego ostatniego miałam nie mówić, ale jakoś wymknęło się samo, ale Wrona tylko prychnął z niesmakiem, patrząc, jak znikam na zapleczu.
W domu wita mnie Rumek, zostawiający ślady po swojej czarnej sierści na moich nogach, mokry parapet, bo znów zapomniałam zamknąć okna a padało i sterta naczyń w zlewie. Kolejny samotny wieczór przegadam do kota, obiecując sobie, że zainwestuję w telewizor. Maluję przy jakiś smętnych piosenkach paznokcie na czarno i nazbyt optymistycznie odpisuję na maila będącej w Anglii siostry, ze u mnie wszystko okej, chyba kogoś poznałam, raz w tygodniu odwiedzam rodziców, rzuciłam palenie i zaczęłam rozglądać się za nową pracą. Kiedy starannie ułożone naczynia w suszarce cieszą moje oko, kwiatki są podlane, Rumkowi nie brakuje wody ani karmy, mogę z czystym sumieniem nałożyć za dużą koszulkę do spania i próbować się oszukać, że ten dzień nie był wcale taki zły.
A zły był jak diabli, przez Andrzeja i tą jego Marysieńkę. Zmuszanie mnie do zabawy w psychologa zaczynało mnie już nudzić, a fakt, iż zaczynałam chyba za bardzo lubić Wronę i przyzwyczajać się do jego wizyt, wyprowadzał mnie z równowagi i dziwnie denerwował.
Zasypianie przerywa mi donośne stukanie do drzwi i niemalże jęczę z rozpaczy, kiedy przez judasza zauważam, kto się do mnie dobija. Z westchnieniem otwieram mu drzwi, a on wtacza się do środka i aby nie upaść opiera o wieszak. Wygląda przy tym tak zabawnie, że nie mogę powstrzymać uśmiechu.
-Cześć.- uśmiecha się, dziwnie pozdrawiając mnie ręką i lustrując moje ciało, a jego wzrok spoczywa na nagich udach, co mi się nie podoba.
-Andrzej, chyba jest zbyt późno na odwiedziny.- zauważam, ale on nie słucha, tylko ściąga buty, kurtkę,  i idzie się gościć na moim materacu w sypialni i zajmując go prawie w całości, a sekundę potem na jego piersi ląduje Rumek, który zaczyna mruczeć rozkosznie, gdy Wrona przeczesuje palcami jego czarną sierść.
-Gaja.- unosi lekko głowę, obdarzając mnie niepewnym spojrzeniem, zmętniałym od wypitego alkoholu krążącego w jego żyłach.
-Co?- burczę trochę niegrzecznie, ale chyba mam prawo do bycia zdenerwowaną. Tak, zdecydowanie mam.
-Zrobiłem ci miejsce.- klepie materac obok siebie z tak rozbrajającym uśmiechem, że nie mogę nic innego zrobić, aniżeli położyć się obok niego, chociaż średnio mi się to uśmiecha.
-Jesteś zła?
-Przyłazisz tu w środku nocy pijany, zajmujesz moje miejsce do spania, kot cię polubił i w dodatku tak ładnie pachniesz.- nie wierzę że to ostatnie powiedziałam na głos, ale zapach był naprawdę imponujący, chociaż perfumy przemieszane z alkoholem i fajkami nie powinny pobudzać wyobraźni i kusić.
-To nie odpowiedź na moje pytanie.
-Skąd znasz mój adres?- on się czerwieni; pąsowieją mu policzki, błądzi wzrokiem po suficie i zaczyna dziwnie drgać mu noga. Patrzę na niego z zaskoczeniem, a on niby od niechcenia wzrusza ramionami.
-No co, Szymona zapytałem.- chowa twarz w poduszce.
-I tak po prostu ci powiedział?- unoszę brwi, bo Szymuś nigdy nie był plotkarzem, gadułą ani kimś kto kopie dołki pod kolegami z pracy; raczej postrzegałam go jako uczciwego, fajnego faceta, w którym można się zakochać, gdyby nie jeden mankament: był gejem.
-Gaja, proszę cię, no. Nie każ mi tego mówić.- oczywiste było, że zrobiłam dokładnie odwrotnie, a po chwili nie mogłam uwierzyć, że rozpiął koszulę, wydymał usta, nachylał się i prawił komplementy Rudnickiemu po to, żeby dostać mój adres.
Chciałam powiedzieć coś złośliwego, niemiłego, a najlepiej dotyczącego Marysi, żeby się obraził i poszedł sobie, ale spał już, na moim materacu, opatulony moją kołdrą, z moim kotem na torsie i o zgrozo, pasował do tego wszystkiego.
 ___________
5 dziwnych części, bez rewelacji.
 Jak mam was informować, to zostawcie numer gg. 

bohaterowie

Gaja Mysiakowska

Something in the way you move makes me feel like I can't live without you.


Andrzej Wrona 

Not really sure how to feel about it.