Nie wiem jak to zrobiłam, ale usiłuję ochłodzić poparzoną
prawą dłoń wodą z kranu, jednocześnie lewą ręką staram się o to, żeby nie
spalić domu. W końcu pokracznie udaje mi się zakręcić palnik z gazem, ale stan
jajecznicy nie jest zachęcający do konsumpcji, a nawet wręcz odwrotnie. Jajka
wymieszane ze skorupkami, które niechcąco dostały się na patelnię, mienią się
wszystkimi kolorami tęczy, od jasno żółciutkiego jak mały kurczaczek poprzez
dorodny pomarańcz, na brązie kończąc. Nie jest tak źle, jak na naprawdę ogromny
antytalent kucharski, jaki odziedziczyłam po mamusi. Potrafiłam podczas
krojenia do krwi rozwalić sobie rękę do tego stopnia, że wizyta na pogotowiu i
szyny były niezbędne; to naprawdę nie moja wina, że nie jestem stworzona do
gotowania. Sałatki, owoce, jedzenie w proszku i restauracje są naprawdę dobrymi
żywicielami. Dopóki nie pojawi się facet. Nie oszukujmy się: dalej nie miałabym
pojęcia, gdzie w mojej kuchni znajduje się patelnia, gdyby Andrzej nie
przypałętał się zeszłej nocy.
Chyba niechcący go obudziłam, bo siada przy stole,
przecierając oczy i zastanawiając się, gdzie jest. Po chwili dopiero śmiesznie
przewraca oczami, wywala moje dzieło do kosza i nastawia wodę. Nie odzywam się,
bo wygląda zbyt majestatycznie i strasznie mnie onieśmiela, chociaż z reguły
trudno mnie zawstydzić.
-Gaja, pomożesz mi?- stawia przede mną kawę, uśmiechając się
słodko. Wygląda dość ponętnie jak na osobę, która jest skacowana i trapią ją
problemy miłosne, ale wszyscy nosimy milion masek, więc specjalnie mnie to nie
dziwi.
-Raczej nie, bo zaraz muszę wyjść do pracy.
Ach, ta moja sucza natura.
-Ja muszę jakoś odzyskać Marysię, a czuję że tracę ją z
każdym oddechem. Przecież jest taka ładna, wszyscy koledzy z uczelni się za nią
oglądają, po za tym inteligentna, wygadana, zaraz jej podrzucą jakąś ciekawą
ofertę pracy za granicą, a o mnie zapomni. Pomóż mi to naprawić.- nieładnie mu
z żałością, a po za tym jak wpatruje się za dużo w smutne twarze, to potem
człowiek też gorzknieje i robi mu się przykro, tak jak teraz mi. A w
międzyczasie zauważam, że niezły romantyk z tego Adrzejka. Traci ją z każdym
oddechem?
Kompletnie nie mam pojęcia, o co tej zimnej wyrachowanej
suce chodzi i czemu tak pogrywa z mężczyzną, który dałby jej serce na tacy,
więc wysilam się na beznadziejnie tandetne rady, które przeczytałam w jakiś
poradnikach dla kobiet leżących w poczekalni u lekarza. Zaczęło się na kwiatach
i kolacji, poprzez wakacje w jakimś cudownym miejscu, jak Paryż albo Nowy Jork,
na czułym i romantycznym seksie jako największym dowodzie miłości skończywszy.
Szczerze uwierzył, że doświadczenie pozwala mi formułować takie
rady, a ja podtrzymywałam to, kiwając w odpowiednich momentach głową, dodając,
żeby kupił czerwone róże i żeby wyjazd do stolicy Francji był totalnie
spontaniczny; zapewniałam, że na pewno się ucieszy i wszystko wróci do normy, a
on nie będzie musiał być stałym klientem baru na Leśnej.
-Normalnie Gajka jak to się uda, to stawiam ci piwo.- pomimo
tego, że tego alkoholu miałam już dość w pracy, to ucieszyło mnie to bardziej
niż jakieś pieprzone tulipany i cuda jakie wymyślał Andrzej przy kolejnych
kawach i moich papierosach.
Kiedy z nudów wyrywam sierść Rumkowi i marznę na balkonie,
usiłując skupić się na literkach, wbiega ze zbulwersowaną miną i siada obok
mnie, a ja mam wrażenie, że coś cholernie nie wyszło.
-Spieprzyłem sprawę, wiesz? Poszedłem, z kwiatami,
uśmiechnęła się nawet, matko jak cudnie, a potem pocałowałem ją w policzek i
pachniała dorodnymi wiśniami, które uwielbiam i miała na sobie ten mój ukochany
miętowy sweter odsłaniający jej lewe ramię, na którym ma dziurę, dmuchawca
fajnego. A potem owszem, kolacja we dwoje, rozmawialiśmy i miałem przez chwilę
cudowne wrażenie, że wszystko będzie dobrze, a potem zapytała, kto mi to wszystko
doradził.
-I?- spojrzałam na niego wyczekująco, wplatając palce w
futerko Rumka, chociaż domyślałam się ciągu dalszego. Głupi Andrzejko.
-No powiedziałem jej, że poznałem w barze na Leśnej taką
jedną Gaję, która mi pomogła. A ona wtedy nazwała mnie skurwielem i
stwierdziła, że jestem kłamcą i oszustem, skoro miałem pić wódkę z Konarskim, a
nie spędzać upojne noce z jakąś barową dziwką. Oburzyłem się trochę, bo
zupełnie cię nie zna, a ona powiedziała, że jestem beznadziejny.- mój kochany,
nieporadny Wrona wyglądał, jakby strzeliło go sto piorunów. Zdumiony faktem, że
idealna Marysia potrafiła zrobić aferę z nocy u jakiejś nic nie znaczącej
dziewuchy, zdegustowany, że nazwała mnie dziwką, zrozpaczony, bo oddalała się i
to w tempie ekspresowym.
Pierdoliło mu się życie, a on siedział na balkonie z czarnym
kotem na kolanach u tej barowej dziwki z Leśnej, pozwalając, żeby głaskała go
po głowie i mruczała marne słowa pocieszenia.
________
muszę być skałą trwałą, co by się nie działo całą energię kierować na nią
Tamdaradam, to ja!
OdpowiedzUsuńPierwsza reakcja: wypierdalaj, Andrzejku.
UsuńDruga: wypierdalaj, Marysieńko.
Trzecia: co za kocioł, brak mi słów.
Odwiedzałam Twą cudowną wioskę jakiś czas temu, konkretnie w niedzielę ;)
jest moc, co nie? :D
Usuńprzepraszam, że to powiem, ale głupi Andrzej i jeszcze gorsza Marysia :o
OdpowiedzUsuńMarysia wariatka, taka co by chciała mieć jakiegoś fajnego faceta i tak, która jest popierdolona, bo powiedział jej prawdę. Nie lubię jej, a Andrzej to jakiś dzikus tyle powiem. Czekam z niecierpliwością na następny.
OdpowiedzUsuńMarysia nie jest normalna, a Andrzej, no cóż głupek z niego. Dobrze, że on ma Gaje, która próbuje mu jakoś pomóc ;)
OdpowiedzUsuńPowinien się tu pojawić jakiś sensowny komentarz, ale się nie pojawi, bo: dlaczego nic o tym nie wiedziałam? O kolejnych sama się powiadomię, ale blogspot nie ma chyba opcji obserwowania wszystkiego, co stworzysz. A może ma, tylko jestem zbyt głupia, by o niej wiedzieć?
OdpowiedzUsuńA sobie pośpiewam; muszę być skałą trwałą, co by się nie działo. Falom stawiać opór nocą, rano. Otwierać oczy śmiało, chociaż drży kolano...
OdpowiedzUsuńTak, Andrzej jest cudny, nawet z tymi głupiutkimi pomysłami. Chociaż... Andrzej jest zawsze dobry, a najbardziej w kwadracie z ręcznikiem na szyi, o, albo jak się cieszy, siedząc na ławce, kiedy Delekciakom uda się akcja.
Wronkuś jest taki strasznie nieporadny i głupiutki. Jak dziecko we mgle. Cudy po prostu. W sumie ja nad epickością Wrony mogłabym się rozwodzić latami, przejdźmy do czegoś innego. Maryśka jest tępa jak but, blaszak jakiś. No nie obrażając blaszaków i butów. Wyciągnęła pochopne wnioski i pewnie jeszcze się cieszy. A Gaja jest... Hm. Gaja jest po prostu Gają.
OdpowiedzUsuńDroga tak bardzo Andrzejowi, Marysieńka to jakaś panikara, z zapędami na psychopatkę. Jezu... Dziwka z baru, serio doradziłaby mu kolację? Ciekawe podejście do sprawy.
OdpowiedzUsuńAndrzejek... Taki głupiuki.
Gaja... Taka nie mądra bo się zadurzyła i jeszcze go pociesza, chociaż jest taki ślepy. A może po zachowaniu swojej "cnotliwej" Marysieńki wreszcie się obudzi?
No mam nadzieję.
:]
Dlaczego ja tego wcześniej nie czytałam?
OdpowiedzUsuńOburzony Andrzejko ♥
Może i głupiutki i ślepo zapatrzony w Marysieńkę Andrzej, ale mimo tego i tak słodki i kochany. *-* Olać Marysię, pustą sukę, interesować się Gają!
OdpowiedzUsuńSuper ogarnięta us jak zawsze w temacie...
OdpowiedzUsuńOj Andrzejku jakiś Ty głupiutki..