czwartek, 25 kwietnia 2013

cztery


Andrzej zachowywał się tak w porządku, że aż miałam wyrzuty sumienia, że pomyślałam, że po tej wspólnej nocy spieprzy, zostawiając mnie samą z natłokiem myśli i rozpalonym ciałem, wbrew rozumowi łaknącemu więcej.
Po prostu usiadł przy stole, z kubkiem kawy w dłoni i bez koszulki zaczął kończyć wczorajszą opowieść, którą przerwaliśmy pocałunkami, jak gdyby nigdy nic, a ja zaczęłam jeszcze mocniej uwielbiać tego człowieka, bo nienawidziłam rozpamiętywania i analizowania. To takie niekobiece, a tak dobrze się z tym czuję.
W barze po raz pierwszy od rozpoczęcia pracy, potłukłam kieliszek, nawet trzy, śmiałam się z głupich żartów Patryka, które zazwyczaj doprowadzały mnie do białej gorączki, a nawet uśmiechnęłam się do znienawidzonej Sylwii, co zaskoczyło zarówno mnie, jak i ją.
-Widzę, że się wam układa z Andrzejkiem.- Szymon porusza charakterystycznie brwiami, a ja powinnam się zmartwić, bo teoretycznie nic się nie układa i wszystko jest do dupy, ponieważ właśnie zaciągnęłam biednego, zakochanego, zajętego faceta do łóżka, ale byłam w tak błogim nastroju, że tylko wzruszyłam lekceważąco ramionami, a kiedy zobaczyłam Andrzeja czekającego na mnie przed barem, wybiegłam, potykając się niezdarnie o próg i wylądowałam w jego ciepłych, ogromnych ramionach. Zdziwiłam się, czując wełnę tego samego szarego swetra, pachnącego specyficzną, cudowną mieszkanką Wronko i perfum; chyba go polubiłam.
Deszcz moczył mi starannie wyprostowane rano włosy, nową kurtkę i kiedy unosiłam głowę ku niebu, zupełnie nie wiem po co, rozmywał mi makijaż, ale jakoś nie irytowało mnie tak jak zawsze. Andrzej zamknął moją dłoń w swojej i podśpiewywał coś przez całą drogę, przenosił mnie przez kałuże i przyciskał do torsu, co było dość dziwnym zachowaniem jak na parę znajomych, którzy się ze sobą przez przypadek przespali, ale nie narzekałam, bo w gruncie rzeczy było miło.
Koniec błogiej sielanki skończył się wraz z dźwiękiem telefonu Andrzeja, który z niedowierzaniem mruknął ,,Maryśka?’’ i tyle go widziałam, bo zaszył się w salonie, starannie zamykając drzwi, a ja nawet nie starałam się podsłuchiwać, tylko usiadłam na balkonie z fajką i piwem, które wygrzebałam gdzieś w głębi lodówki. Z zamyślenia wyrwał mnie jakiś trzask, a gdy weszłam do przedpokoju, Wronko stał już z walizką w ręku, rozpromieniony, oświadczając że Marysia wstępnie go przeprosiła, więc biegnie do niej wyjaśnić wszystko. Cmoknął tylko mój policzek i wybiegł dziękując za wszystko, a ja spędziłam ze wzrokiem utkwionym w drzwiach dobre dziesięć minut, zanim stwierdziłam, że bez sensu jest tak sterczeć. W salonie na kanapie leżał jego szary, ukochany sweter, jeszcze ciepły i pachnący nim; gdy przesuwałam w dłoniach wełnę, po raz pierwszy od niepamiętnych czasów zaczęłam płakać, a gdy łzy spływały mi po policzkach, rozmywając makijaż, uświadomiłam sobie, że naprawdę kocham Andrzeja i niczego innego bardziej nie pragnę, jak jego szczęścia.
Chciałam go zapytać, czy wszystko w porządku, czy Maryśka odzyskała rozum i czy przyjdzie po ten cholerny sweter, którym byłam przykryta. Po prostu miło by było usłyszeć jego głos i wiedzieć, że ta wariatka nie zabiła go nożem kuchennym, kiedy targany wyrzutami sumienia opowiedział jej, co wyczyniał kiedy była w delegacji. Wybrałam numer, nacisnęłam zieloną słuchawkę i oczekiwałam, ganiąc się za przyśpieszony oddech i rozedrgane dłonie. Po dwóch sygnałach ze złością cisnęłam komórką o podłogę. Odrzucił połączenie. Tak jak mnie całą.
Nie uśmiechał mi się wieczór w towarzystwie Rumka, zostawiającego na mnie swoją czarną sierść, przy akompaniamencie Rihanny, z kolejną fajką w ręku.
-Something in the way you move makes me feel like i can’t live without you.- spacer chyba dobrze by mi zrobił, więc nie przejmując się moim wampirycznym wyglądem i brakiem kurtki wychodzę, z trudem zaciągając się świeżym powietrzem. Niepewnie stawiam kolejne kroki, rozglądając się dookoła, zaczepiając dłużej wzrok na mijanych mnie autach i samotnych przechodniach. Czy ktoś potrzebuje drugiej osoby przy sobie tak rozpaczliwie jak ja?
Okazuje się, że wieczorowa pora to idealny czas na romantyczne uniesienia. Z niechęcią patrzę, jak wysoki, dziwnie znajomy facet przyciska do swojej klatki piersiowej śliczną blondynkę i pomimo, że idę dobre sto metrów za nimi, słyszę ich śmiechy: jego gardłowy i niski, jej piskliwy, ale urokliwy. Dopiero kiedy zatrzymują się pod jednym z bloków, aby namiętnie pocałować się przed wejściem do klatki, rozpoznaję Wronę, lecz zamiast chłonąć każdy centymetr jego ciała i zapamiętywać wszystko, przyglądam się Maryśce. Chciałabym wiedzieć, co go tak w niej ujęło i czemu się zakochał tak bardzo, jak ja w nim. Jest rzeczywiście piękna, na niesamowicie zgrabne nogi, wypielęgnowane ręce i cudownie błękitne oczy. Ponadto jej inteligentny wyraz twarzy dobija mnie i sprawia, że mam ochotę krzyczeć let me die.
Czuję wzrok Wrony na plecach, kiedy ich mijam, ale nie odwracam się. Chyba nie warto. 


_____
Karmię was tu shitem na kółkach, w dodatku z nieregularnością godną mojego okresu i czuję się się wypalam. Ostatni jakoś szybciej będzie, zielarka obiecuje. Kocham was. 

sobota, 6 kwietnia 2013

trzy


Andrzej z miną zbitego psa układa równiutko koszulki w mojej szafie, a ja patrzę na niego z niedowierzaniem, bo nadal twierdzę, że go szatan opętał.
-Wrona, naprawdę cię nie wyganiam, ale idź do domu.- nawet się na mnie nie patrzy, tylko opróżnia jedną z półek z moją bielizną, robiąc sobie miejsce na dresy i bokserki.
-Wiesz, że jak się dowie, że tu byłeś, to raczej się nie ucieszy?- to było łagodnie powiedziane, bo moim zdaniem, Marysieńka wpadłaby w szał i jakże udany związek można byłoby tylko ze wspólnych zdjęć wspominać.
-Chciała pojechać w delegację z tym idiotą Patrykiem, proszę bardzo. Nie martw się tak, za tydzień wróci dopiero.- beztrosko wzrusza ramionami, a ja zastanawiam się, czemu świat stanął na głowie i dlaczego Andrzej jest taki głupi.
-Będziesz tutaj koczował?- spytałam głupio, bo on już szukał meczu MU, jednocześnie wyciągając z torby dwa piwa. No dobra, marne przekupstwo, ale podziałało.
Andrzej zazwyczaj katował mnie opowieściami o Marysi, codziennie przychodził do baru po klucze, których zapomniał, bałaganił, nadawał przez telefon Konarskiemu gorzej niż Izka, wyżerał wszystko co się da z lodówki, a do tego narzekał że mu niewygodnie na kanapie. Byłam na skraju wytrzymałości, a minęły dopiero trzy dni.
Dziś jednak bawił się w kucharza, przyrządzając coś tam coś tam, z czego ja zrobiłabym szarą papę, a tak naprawdę było całkiem smaczne, więc musiałam obdarzyć go uśmiechem, ale on udawał że nie widzi, tylko skubał rękaw jego ulubionego, szarego swetra, który mnie się wcale nie podobał.
-Dobra Wrona, a teraz powiesz mi o co chodzi.- siedzieliśmy na kanapie z winem, które Andrzej dosłownie wyczarował znikąd i tak sobie milczeliśmy, a ja zastanawiałam się, kto go w głowę na treningu uderzył, że nagle gotuje, sprząta, mało mówi, nie użala się nad sobą, nie płacze po Marysieńce i nie zakłóca kolejnego wieczoru Konarskiemu.
-O nic. Po prostu chyba jestem zbyt upierdliwy, żeby Maryśka mnie kochała.- nie mogłam się nie roześmiać, bo jego mina była bezbłędna: obrażone dziecko z podstawówki, kiwające się jakby miało chorobę sierocą. Gorzej, że znów muszę odpowiadać na milion durnowatych pytań które doprowadzają do rozstroju nerwowego.
-Nie Andrzej. Nie będziemy dziś rozmawiać o tej twojej durnej babie, którą normalny facet utopiłby w rzece już dawno.- dziwnie jest, bo wypiłam kilka kieliszków i trochę inaczej patrzę na świat, lecz w momencie podejmuję decyzję, że nikt nie będzie mnie katował jakąś pokręconą, miłosną historią, nawet lekko podchmielony Wronko, kiedy ja mam ochotę zapalić i odpocząć.
-Dobra. Wiesz, już mi się znudziło.- cud nad Wisłą, że aż mam ochotę go wyściskać.
Okazuje się, że potrafi nie tylko nawijać o Marysieńce, ale także o filmach, książkach, ciuchach, gotowaniu, rodzinie i Kłosie.
Nagle nadchodzi jednak moment, w którym wszystko zamiera i nawet telewizor sąsiada zamilkł, a ja łapię się na tym, że wpatruję się w Andrzeja z oczekiwaniem i dębieję, gdy widzę że on robi to samo. Nienawidzę momentów, kiedy przez głowę przelatuje mi tysiąc myśli, od odsuń się, nie wdychaj tego cudownego zapachu i idź spać, a jutro każ mu się wynosić, przez nie mogę tego zrobić, on ma Maryśkę, a takie rzeczy są niemoralne, do no po prostu go przeleć, bo jest cholernie seksowny.
-Andrzej.- jego imię ginie gdzieś w kątach salonu, kiedy styka swoje kształtne usta z moimi. Przez chwilę słychać tylko nasze przyśpieszone oddechy, gdy Wronko sięga do guzików mojej koszuli, a ja mu na to z uśmiechem pozwalam. Chyba widać jak szybko bije mi serce, bo Andrzej kładzie tam dłoń, a wzrokiem pożera moje ciało. Wiem, że mam małe cycki, bliznę na brzuchu i mnóstwo niedoskonałości, ale jedno jego spojrzenie sprawia, że czuję się idealna. Popycha mnie, a ja z miękkim plaśnięciem upadam na kanapę, przyduszona ciałem i zapachem Andrzeja i obsypywana milionami pocałunków. Jego usta są wszędzie, zataczają kręgi na brzuchu, przygryzają ucho, muskają obojczyki, pieszczą piersi. Mimowolnie jęczę, a on na chwilę odsuwa się ode mnie, aby spojrzeć wyzywająco mi w oczy, chyba chcąc mnie sprowokować, co mu się udaje. Moje dłonie wędrują do jego rozporka, a ja z niemałym trudem pozbawiam go jeansów, podziwiając przez chwilę długie nogi z umięśnionymi udami.
-Fajne, co?- mruczy mi do ucha, a ja czuję palący ogień w miejscach, gdzie dotyka mnie jego ogromna dłoń; sunie nią od stóp do szyi, omijając najbardziej pożądaną przeze mnie strefę aż do szyi, na której robi malinkę.
-Wrona.- jęczę, a on śmieje się cichutko, tuląc moje nagie ciało do swojego prawie nagiego. Szybkim ruchem zrywam z niego koszulę, której guziki giną gdzieś w puchatym dywanie, ale żadne z nas się tym nie przejmuje. Patrzymy na siebie, podziwiam twarz pełną emocji, których nigdy u niego nie widziałam i utwierdzam się w przekonaniu, że tą noc będę pamiętać do końca życia.
-Gaja.-jego umięśniony tors lekko mnie przydusza, a ja czuję się tak, jakby Andrzej chciał schować mnie przed całym światem, lecz doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo żałosna jest ta myśl.
-Wronko, nie pieprz, tylko pieprz się ze mną.- falowanie i spadanie, łapanie oddechu, paznokcie wbijane w jego plecy, milion szeptów, na przemian pełnych erotyzmu i czułości, a na koniec dziesięciominutowy orgazm w andrzejowych ramionach; to wszystko było równie piękne, co ulotne. 

________
Andrzej powstały w wyniku kaca pozdrawia, nie zabijajcie.